Malta – subiektywny przewodnik #OkiemDietetyka

Malta – subiektywny przewodnik #OkiemDietetyka

Wiem, wiem, ten blog miał być tylko o odżywianiu. Być może mój wakacyjny instaspam dotyczący Malty Cię trochę denerwował, ale wiem jedno: to się nie zmieni, bo podróże były, są i będą moją ogromną zajawką i chciałabym się nimi z Wami dzielić. Podróżuję na własną rękę, raczej niskobudżetowo, nie korzystam z biur podróży. Podczas wyjazdów staram się czerpać garściami inspiracje kulinarne, dlatego próbuję wszystkiego co lokalne, nawet jeśli nigdy wcześniej nie miałam z tym do czynienia. Standardowo podczas wakacji nie leżę w hotelowym basenie, tylko zwiedzam i robię milion zdjęć. W związku z tym, że podczas ostatnich wakacji widziałam trochę więcej niż bufet all inclusive, postanowiłam napisać Wam subiektywny przewodnik po Malcie. Być może znajdzie się tutaj kilka osób, które skorzystają z moich wskazówek. Malta <3


Termin podróży i klimat

Pogoda na Malcie jest typowo wakacyjna. Planowanie urlopu z dużym wyprzedzeniem ma sens, ponieważ ryzyko trafienia na złą pogodę jest bardzo niskie. Na Malcie jest ponad 300 słonecznych dni w roku, a najbardziej zielony okres przypada… zimą. Latem jest absolutna susza i skwar. Trudno się dziwić, w końcu Malta leży bardziej na południe niż niektóre kraje w Afryce. Raczej nie odważyłabym się planować wakacji w tym miejscu od czerwca do sierpnia, ale ja nie lubię upałów, więc to moja subiektywna opinia. Nawet nasz wrześniowy wypad okazał się dla nas wyzwaniem. Trafiliśmy na temperatury rzędu 30-32° C w cieniu. Z uwagi na fakt, że na Malcie dużo drzew nie ma, często siłą rzeczy przebywaliśmy na słońcu. Wysoki filtr, kapelusz, okulary i jasne ubrania jak najbardziej wskazane.

Jeśli planujesz trekking i pływanie poza głównymi plażami, koniecznie zabierz wygodne buty sportowe i buty do wody. Jeśli chcesz chodzić w miejsca mniej oblegane przez turystów (co polecam!), poza miastem i głownymi bulwarami, moim zdaniem nie wchodzą w grę żadne sandałki, balerinki, espadryle i japonki. Większość urlopu spędziłam w adidasach, które nota bene po wyjeździe poszły do kosza, bo były totalnie przebarwione wapiennym pyłem.

Loty i hotel

Loty zabukowaliśmy już w lipcu, stosunkowo wcześnie, aby mieć szansę na dobrą cenę. Nie ukrywam, że koszt lotu był istotny i dopasowałam termin urlopu do najlepszej oferty na stronie Ryanair. Ponieważ obecnie zarówno ja, jak i Piotrek jesteśmy samozatrudnieni, dlatego nie musieliśmy pytać nikogo o pozwolenie i wysyłać wniosków urlopowych. Padło na 5-12 września. Termin wydawał mi się wówczas sensowny z uwagi na fakt, że jest poza szczytem sezonu. Miałam też nadzieję, że upały będą trochę mniejsze… Za lot w dwie strony z Gdańska zapłaciłam około 350 zł za osobę. Oczywiście da się taniej. Cena zależy głównie od miesiąca wybranego na podróż np. w grudniu lot w dwie strony może się zamknąć w 180 zł.

Nocleg wybraliśmy kierując się głównie ceną i w miarę sensowną lokalizacją. Nigdy nie szukamy specjalnie ładnych hoteli, ponieważ zależy nam na oszczędności, a dodatkowo podczas wyjazdów spędzamy w hotelu tylko noc. Wychodzimy wcześnie rano i wracamy późno wieczorem. Wybraliśmy hotel Kappara w dzielnicy San Gwann. Za 7 nocy ze śniadaniami w hotelu z basenem zapłaciliśmy razem około 1900 zł. Hotel jest czysty, obsługa bardzo przyjazna i pomocna, basen mały, ale praktycznie pusty. Miejsce jest naprawdę ciche i ustronne. Nieco oddalone od miejsc, gdzie można sensownie zjeść czy popływać. Nie mniej jednak skomunikowane bardzo dobrze. Mieliśmy 3 minuty od hotelu przystanek autobusowy, z którego mogliśmy w niecały kwadrans dostać się do Valetty.

Jedyne do czego można się przyczepić to śniadania. Wprawdzie za 7 śniadań dla 2 osób opłata wynosiła dodatkowo około 140 zł, czyli śniadanie kosztowało 10 zł, nie mniej jednak na śniadaniu byliśmy tylko raz z dwóch zasadniczych względów. Po pierwsze śniadania były serwowane między 6 a 9 rano, a to na wakacjach była dla nas godzina absurdalna. Po drugie śniadanie okazało się naprawdę beznadziejne. Wiadomo, że cudów się nie spodziewaliśmy, ale można tam było tylko dorwać słabe pieczywo, masło, dżem, tanią wędlinę, ser topiony w plastrach, słodkie płatki, słodkie jogurty, herbatę, która smakowała jak zaparzona popielniczka i owoce. Zero warzyw. Zero.

Skutek był tego taki, że w kolejnych dniach zamiast katować się cukrem i białym chlebem, wykupiliśmy sobie możliwość korzystania z lodówki (dopłata jednorazowa 5 euro za korzystanie z lodówki lub 10 euro za udostępnienie całego aneksu kuchennego i możliwość gotowania) i poszliśmy do Lidla, który był 8 minut piechotą od naszego hotelu. Sklep jest naprawdę super wyposażony (o wiele lepiej niż w Polsce), więc bez trudu kupiliśmy sensowne produkty na śniadania i kolacje.

Podsumowując hotel jest warty rozpatrzenia głównie z uwagi na spokój i dobrą cenę. Nie polecam natomiast wybrania opcji ze śniadaniami. Lepiej wykupić pokój z aneksem kuchennym i zaopatrzyć się w śródziemnomorskie produkty w jakimś dyskoncie lub lokalnym targu. Jeśli budżet Was nie ogranicza, można też jeść śniadania na mieście. Mieliśmy na oku restaurację śniadaniowo-lunchową nieopodal hotelu. Nazywa się Emma’s Kitchen i serwuje naprawdę zdrowe posiłki. Niestety nie zdążyliśmy przetestować, ale wydaje się naprawdę spoko opcją!

Malta – komunikacja lądowa i morska

Trzeba przyznać, że komunikacja miejska na Malcie działa całkiem sprawnie. Autobusem (klimatyzowanym!) można dojechać niemal wszędzie. Za pomocą aplikacji Google Maps można sprawdzić jak dojechać w miejsce docelowe, na jakim przystanku się przesiąść etc. Przy dłuższym wyjeździe i zaplanowanym częstym przemieszczaniu po wyspie warto kupić tygodniową kartę tallinja card ważną 7 dni od daty pierwszej walidacji. Kosztuje 21 euro i można ją kupić w wielu miejscach, nawet zwykłym spożywczym sklepie. Jednorazowy, ważny 2 godziny bilet to koszt 2 euro. Podczas pobytu zrobiliśmy naprawdę dużo kursów, więc karta no limit zdecydowanie się nam opłacała. Więcej informacji na Malta Public Transport.

Jeśli chodzi o komunikację drogą morską, na pewno warto znać prom pływający ze Sliemy do Valetty (pływa co pół godziny). To bardzo szybki sposób na pokonanie sporej odległości. Koszt to 1,5 euro w jedną stronę i 2,8 euro w dwie strony. Potraktowaliśmy tę przeprawę jako swego rodzaju ciekawostkę, jednak nie chciało nam się ponownie czekać w długiej kolejce i trasę tę pokonywaliśmy później autobusem.

Na Gozo można się dostać publicznym promem z miejscowości Cirkewwa. Tutaj możecie się przygotować na gigantyczną kolejkę. Zwłaszcza w weekend i zwłaszcza rano. Spędziliśmy tutaj w kolejce około 40 minut. Rejs na Gozo jest darmowy! Trzeba tylko kupić bilet na powrót. Kosztuje 5 euro, więc naprawdę niewiele. Rejsy prywatnych przewoźników ze Sliemy czy Valetty to zdecydowanie większy wydatek.

Na Comino pływają wyłącznie prywatni przewoźnicy. Ceny są różne, od kilkunastu do kilkudziesięcu euro w zależności od standardu statku, dodatkowych profitów czy miejscowości wypłynięcia. My płynęliśmy ze Sliemy przewoźnikiem Supreme Cruise Malta. Standardowa cena za rejs to 20 euro. Opcja z lunchem (w postaci dużej bagietki) i napojami (piwo, wino, woda, napoje bezalkoholowe) 30 euro. Oczywiście moje zdolności negocjacyjne sprawiły, że za 40 euro popłynęliśmy we dwoje z opcją full service. Warto pytać o rabaty. Prawie wszędzie da się coś wynegocjować. Na statku dodatkowo sprzedawane były mini rejsy tzw. Power Boat’em, czyli motorówką, która rozwija naprawdę konkretną prędkość. Tutaj również standardowa cena to 15 euro, ale z błogosławieństwem sprzedawcy można kupić bilet studencki za 12. Wystarczy zapytać. Uwielbiam się targować! :D

Przy okazji transportu warto też wspomnieć o busikach turystycznych hop on hop off, z których korzystaliśmy na Gozo, ale jeżdżą one również na Malcie. Na Gozo byliśmy jakieś 8-9 godzin, więc czekanie na przesiadki komunikacji miejskiej, która była skupiona wokół Victorii nie wchodziło w grę. Zdecydowaliśmy się zatem na to typowo turystyczne rozwiązanie. Tutaj też wynegocjowałam cenę jak za bilety dla dzieci ;) Za 10 euro przejechaliśmy całą wyspę z opcją wysiadki na dowolnym przystanku z możliwością zmiany autobusu na kolejny co 45 minut. Dzięki temu zobaczyliśmy najważniejsze atrakcje na Gozo i posłuchaliśmy w swoich słuchawkach przewodnika w języku polskim. To fajna opcja dla osób, które mają niewiele czasu i chcą zobaczyć jak najwięcej.

Jedzenie na Malcie – lista sprawdzonych miejsc

Zasadniczo śniadania i ostatni posiłek jedliśmy w hotelu. Zazwyczaj było to pieczywo z lokalnymi wędlinami, serkiem, pomidorami. Do tego owoce. I duuużo wody. Tak jak w naszym klimacie mam ogromny problem z wypijaniem 1,5 litra wody, tak na Malcie 3 małe butelki znikały w pierwszej połowie dnia. Co ciekawe, woda mineralna na Malcie jest bardzo nisko zmineralizowana. Trochę się bałam wypłukania elektrolitów. Nie mniej jednak upał był tak nieznośny, że dziennie wypijaliśmy jakieś 2,5 litra wody.

Na mieście jedliśmy zazwyczaj raz dziennie. Kilka razy zdarzyło nam się zjeść coś dodatkowego. Nie robiłam specjalnego researchu restauracji, tylko spontanicznie sprawdzałam opinie o danym lokalu, który wpadł nam w oko. Zazwyczaj zostawialiśmy w restauracji od 25 do 35 euro za 2 dania główne i napoje. Zawsze wychodziliśmy najedzeni po korek. Traktowaliśmy jedzenie w knajpie jako dużą obiadokolację.

Malta | Sliema

Pierwszego dnia trochę na przypale trafiliśmy do Tony’s Bar w Sliemie. Zamówiłam sobie smoothie i sałatkę nicejską, a Piotrek pizzę. Nie był to posiłek najwyższych lotów, ale trzeba przyznać, że składniki były świeże. Zwykła sałatka i dosyć sucha pizza. Nic specjalnego. Wówczas postanowiłam, że będziemy bardziej dbać o to, gdzie jemy i szukać polecanych miejsc za pomocą TripAdvisor i przewodnika Google. W Sliemie jedliśmy też okropną pizzę w restauracji Vecchia. Nie polecam. Jedzenie w Sliemie wspominam bardzo źle…

Malta | Bugibba

Kolejny dzień spędziliśmy w miejscowości Bugibba. Tam znalazłam restaurację prowadzoną przez polsko-włoskie małżeństwo. Jolka (współwłaścicielka) od razu złapała z nami kontakt i trochę pogadaliśmy. Ostatecznie w Acqua Marina byliśmy aż dwa razy. Makarony możecie zamawiać w ciemno. Zarówno mój z tuńczykiem i owocami morza jak i Piotrka z krewetkami i cukinią były naprawdę pyszne. Na deser skusiliśmy się na cannoli, czyli kruche ciasteczko z kremem ricotta. Krem był okrutnie słodki, dlatego cieszyliśmy się, że wzięliśmy jeden deser na połowę. Cannoli raczej nie trafi na listę moich ulubionych deserów, jednak uważam, że będąc na Malcie (i na Sycylii!), trzeba go spróbować chociaż raz. Podczas kolejnej wizyty zdecydowałam się na polecaną przez Jolę ośmiornicę. Moje wcześniejsze doświadczenia w tym temacie były nieco dramatyczne, ale jadłam ją w Polsce, więc trudno się dziwić. Będąc nad morzem śródziemnym grzechem byłoby nie korzystać z dobrodziejstwa owoców morza. Sałatka z ośmiornicy, ziemniaków, rukoli, pomidorów, oliwek i kaparów okazała się prawdziwym hitem. Leciutka, a jednocześnie sycąca. No bajka! Piotrek zamówił Labraksa z grilla. Porcja ogromna. Cena nie wyższa niż w polskiej smażalni. Naprawdę warto tam zajrzeć :)

Malta | Valetta

Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy była Valetta. W stolicy Malty wybraliśmy restaurację z bardzo krótką kartą opartą o kuchnię śródziemnomorską. Lokal Helen’s Kitchen to mała, klimatyczna knajpka w jednej z wąskich i zacienionych uliczek. Jadłam tam pyszne kalmary na świeżej sałacie. Piotrek wybrał makaron z chorizo i krewetkami. Bardzo smacznie. Jedna z czytelniczek napisała mi, że to jej „pewniak” podczas wizyt w Valetcie, więc śmiało możecie testować. Tego dnia trafiliśmy też na obłędnie dobre lody. Trzeba powiedzieć głośno, że na Malcie da się zjeść dobre Gelato, ale nie jest to takie łatwe jak np. w Neapolu czy Rzymie. Na Malcie dobrych lodów trzeba szukać ze świecą. Amorino polecam z czystym sumieniem. Wprawdzie ceny są zabójcze, ale jakość lodów i sposób podania sprawiają, że rozpływałam się w zachwycie. Co ciekawe nawet w przypadku małej porcji (która jest duża!) można wybrać tyle smaków ile się chce. Nie ma lepszych lodów na Malcie.

Innego dnia w Valetcie odkryliśmy wybitną włoską restaurację. Miałam ochotę na prawdziwą neapolitańską pizzę, więc zapytałam Google o radę. Odpowiedź brzmiała Sotto. Poszliśmy. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Knajpa była prawie nieoznaczona z poziomu ulicy. Nigdy bym do niej nie trafiła bez przewodnika. Po zejściu do podziemnego lokalu okazało się, że restauracja pęka w szwach. Nie ma najmniejszej szansy, aby dorwać stolik bez rezerwacji. Oho, pomyślałam, tutaj będzie dobrze. Zamówiliśmy zatem pizzę na wynos i zjedliśmy ją w parku w towarzystwie nietoperzy. Czas oczekiwania 5-10 minut, ceny od 8 do 12 euro i pizza w top 3 moich najlepszych doświadczeń. Absolutnie doskonałe ciasto z mocno wyczuwalną semoliną nadającą chrupkość, dobrej jakości dodatki. Miód. Miejsce obowiązkowe podczas wizyty w stolicy Malty! Zdjęcia nie mam bo jedliśmy w ledwo oświetlonym parku, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że wyglądała prawie tak samo dobrze jak smakowała!

Gozo | San Lawrenz

Kolejny dzień to wycieczka na wyspę Gozo, gdzie spędziliśmy jeden dzień na szalonym tripie Hop On Hop Off. Czasu było naprawdę mało, ale zdążyliśmy trochę zobaczyć i zjeść coś pysznego. Najdłuższy przystanek tego dnia zaliczyliśmy w okolicy San Lawrenz. Uważam, że to najpiękniejsze miejsce na Gozo. W zasadzie nie ma tam infrastruktury turystycznej, jedynie kilka budek z fast foodem, pamiątkami, sklep z gozańską ceramiką i jedna restauracja. Trochę się bałam jakości w tym miejscu, bo jak nie ma konkurencji to bywa różnie. Sprawdziliśmy Azure Restaurant w wyszukiwarce i okazało się, że ma całkiem dobre opinie. To tutaj jadłam absolutnie pysznego miecznika z warzywami i domowymi frytkami. Porcja jak dla 2 osób. Piotrek próbował tutaj makaronu z królikiem, ale ani jemu ani mi smak tego mięsa nie przypadł do gustu. Nie był to makaron przygotowany źle, po prostu królik to nie mięso dla nas. Tak czy inaczej jeśli chcecie zjeść pyszną rybę prosto z kutra to możecie tam iść z moją rekomendacją. Jak na tak duże porcje i tak dobrą jakość ceny były naprawdę nieduże.

Malta, Gozo , Azure Restaurant Miecznik z caponatą

Malta | Mdina

Podczas wyjazdu pojechaliśmy też do Mdiny. Miejsce to poleciła mi jedna z czytelniczek. Nie zawiodłam się! Jedno z najpiękniejszych miejsc na Malcie. Czyste, zadbane i bardzo romantyczne. Tutaj trafiliśmy do restauracji Bacchus Restaurant, która ma naprawdę niecodzienny klimat i sekretny ogród. W związku z tym, że byliśmy ubrani jak typowy Janusz z Grażyną, nie chcieliśmy siedzieć w bardzo eleganckim wnętrzu. Zjedliśmy w ogrodzie. Ja wybrałam sycącą zupę rybną z owocami morza o nazwie Ajlotta, a Piotrek lasagne bianco. Zupa była przepyszna, a lasagne poprawna. Miejsce warte przetestowania, ale raczej na elegancką randkę niż wejście z ulicy. Nie ukrywam, że było tam nieco za bardzo elegancko jak na ludzi w okurzonych adidasach z plecakami ;) W Mdinie znaleźliśmy też całkiem przyzwoite naturalne lody Fior Di Latte nie były tak wybitne jak Amorino, ale też warte swoich kalorii.

Comino

Na Comino nie jedliśmy niczego konkretnego, ponieważ tam były do wyboru jedynie fast foody. Pozwoliłam sobie jednak na fancy drinka w wydrążonym ananasie. Klimat jak na rajskiej wyspie! I to by było na tyle moich kulinarnych doświadczeń. Jeśli macie jakieś inne przetestowane miejscówki na Malcie lub Gozo, koniecznie napiszcie w komentarzu gdzie warto się wybrać. Podejrzewam, że takich miejsc jest całe mnóstwo, ale ja mogłam Wam napisać tylko o swoich własnych doświadczeniach z 6 dni na wyspach maltańskich.

Przywiezione z podróży…

Jako pamiątki przywiozłam sobie oczywiście mnóstwo wspomnień, zdjęć i magnes, ale oprócz tego kilka produktów charakterystycznych dla regionu. Przywiozłam ze sobą:

  • nugat w dwóch smakach (okrutnie słodki, ostrzegam!)
  • maltańskie oliwki
  • maltańskie kapary
  • dżem z opuncji figowej
  • miód tymiankowy z Gozo
  • świeżą opuncję

Ulubione miejsca i top 3 niewypałów!

Chociaż nie mam poczucia, że zobaczyłam wszystko co można było zobaczyć, to chciałabym się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami dotyczącymi czasu i pieniędzy, które były spożytkowane dobrze i bez sensu. Było kilka miejsc, w które nie warto zaglądać na dłużej.

Malta i wyspa Comino

Miejsca, które warto odwiedzić

  • Mdina – cudowne, klimatyczne miasteczko o sielskim klimacie
  • Valatta – monumentalna, mocno Europejska, a zarazem bardzo klimatyczna stolica Malty z mnóstwem restauracji, pięknymi ogrodami i widokami na zatokę. Proponuję też obejść Valettę za murami obronnymi wzdłuż wybrzeża. Prawie nikogo tam nie ma, a dzikie kamienne plaże aż się proszą o przetestowanie.
  • Il-Prajjet w okolicy Popeye Village – do wioski Popeye’a nie wchodziliśmy, bo wydawało nam się, że jest to raczej atrakcja dla rodzin z dziećmi, a nie dla nas. Nie mniej jednak miło było zobaczyć bajkowe domki po drugiej stronie zatoki. Warto tam popływać, ponieważ kolor wody jest iście lazurowy, morze jest spokojne, a zatoczki i jaskinie do których można wpływać są absolutnie zapierające dech w piersiach. W przeciwieństwie do Blue Lagoon jest tutaj kameralnie.
  • Ta’ Lippija – trasa spacerowa wzdłuż zatoki Gnejna i Ghajn Tuffieha to absolutne must see dla miłośników trekkingu z pięknymi widokami. Widzieliśmy tam zachód słońca. To było jedno z piękniejszych przeżyć podczas wyjazdu. Uwaga! Trzeba tam ubrać dobre buty, bo trasa jest naprawdę wymagająca.
  • Comino / Cristal Lagoon! Cała zachodnia strona Comino robi wrażenie. Nie mniej jednak nie warto się gnieść w komercyjnym, ciasnym Blue Lagoon. Lepiej pochodzić trochę po wyspie i znaleźć jakieś skały z łagodnym zejściem do morza. Na Comimo można też skorzystać ze sportów wodnych. Nam wystarczyło tylko czasu na Parasailing (chociaż nie jest to tania rozrywka to gorąco polecam!), ale gdybyśmy byli tam dłużej na pewno wskoczylibyśmy na kajaki.
  • Okolice Dwejry na Gozo i emocjonujący rejs łódką po wzburzonym morzu. Koszt rejsu zaczynającego się na pomoście na Inland Sea to tylko 4 euro, a widoki i emocje są naprawdę niesamowite.
  • Blue Hole – będąc tam żałowałam, że nie umiem nurkować i nie zaplanowałam tego na ten wyjazd. Pływanie w tej niewielkiej lazurowej wannie to musi być coś wspaniałego. Nawet jeśli nie chcesz tam pływać, warto przyjechać i pooglądać z góry! To tuż obok ruin Azure Window i Fungus Rock. Najlepsze widoki na Gozo gwarantowane!
Malta

Na pewno nie polecamy tych 3 niewypałów

  • Akwarium – dużo kosztuje (z tego co pamiętam 13 euro), a okazów jest naprawdę mało. Jedyny fajny moment jest wtedy, kiedy przechodzi się pod tunelem i nad Tobą pływają płaszczki. Fajne, ale nie za takie pieniądze. Zdecydowanie lepiej wspominam afrykarium we Wrocławiu.
  • Dingli Cliffs – praktycznie niczego emocjonującego nie widać, a do tego autobusy jeżdżą tam co godzinę i nie ma tam totalnie niczego do oglądania. Daleka i niezbyt porywająca wyprawa. Lepiej pojechać trochę dalej i zobaczyć Blue Grotto na Malcie. Nam nie wystarczyło czasu niestety :(
  • komercyjnych plaż z czego najgorsza była Ramla na Gozo – kąpiel tam to była katorga. Nawet buty do wody nie pomagały na te beznadziejnie śliskie kamienie.

Mam nadzieję, że mój subiektywny przewodnik po Malcie przyda Wam się podczas podróży. Całą relację możecie zobaczyć na wyróżnionych relacjach na moich Stories TUTAJ oraz na Instagramie TU. Jeśli byliście na Malcie, koniecznie napiszcie w komentarzach jakie miejsca według Was warto odwiedzić. Kolejna podróż za 6 tygodni. Tym razem celem będą północne Włochy. Nie mogę się doczekać!

Website | + posts

Mam na imię Viola Urban i wyzwolę w Tobie apetyt na zdrowe odżywienie. Od ponad 10 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania i nauczysz się gotować naprawdę smacznie. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i prawdziwych historii. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

Viola Urban

Mam na imię Viola Urban i wyzwolę w Tobie apetyt na zdrowe odżywienie. Od ponad 10 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania i nauczysz się gotować naprawdę smacznie. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i prawdziwych historii. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

Newsletter Okiem Dietetyka

.

KUP MOJĄ NAJNOWSZĄ KSIĄŻKĘ

DIETA POD OKIEM DIETETYKA

×