Cześć! Jestem Viola i od ponad 8 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i moich przemyśleń o życiu. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

SOCIAL MEDIA

Kulinarna Portugalia w 5 dni – co zjeść w Porto i Lizbonie?

Kulinarna Portugalia w 5 dni – co zjeść w Porto i Lizbonie?

Byłam przekonana, że w tym roku nie będzie mi dane zobaczyć chmur z góry. Po tym jak lock down pokrzyżował mi babskiego tripa po Jordanii, postanowiłam nie snuć planów na podróż dalszą niż w obrębie Polski. Pod koniec lipca pojechaliśmy z Piotrem w góry, ale powiem Wam szczerze… nigdy więcej tatry w sezonie!!! Nigdy nie widziałam na szlakach takiego tłumu. Zdecydowanie bardziej polecam wyjazd po rozpoczęciu roku szkolnego. Relację z Zakopanego i tatrzańskich szlaków znajdziesz pod tym LINKIEM. Wróćmy jednak do Portugalii. Kiedy Justyna napisała do mnie, że kupuje bilety do Porto, nie zastanawiałam się ani chwili. Co prawda bardziej mnie ciągnęło do Hiszpanii, ale na miejscu przekonałam się, że Portugalia to był jeszcze lepszy wybór! Zresztą, zacznij obserwować moje konto @viola_okiem_dietetyka, aby być na bieżąco. To właśnie tam znajdziesz najwięcej kulis mojego gotowania do książek i kulinarnych podróży.

Obostrzenia związane z Covid-19

Jak dobrze wiecie sytuacja w obrębie lotów zagranicznych zmienia się jak w kalejdoskopie, dlatego przed każdą podróżą należy sprawdzić aktualne wytyczne i obostrzenia na oficjalnych stronach rządowych.

Justyna kupiła bilety na początek sierpnia i niestety okazało się, że Portugalia przedłużyła okres zamknięcia na turystów z Polski o kolejne dwa tygodnie. Na szczęście nie było żadnego problemu z przebukowaniem miejscówki na najbliższy możliwy lot. W tym czasie mój optymizm był naprawdę niski. Wykres ilości zachorowań w Polsce pikował w górę i byłam przekonana, że Portugalia nie otworzy tych granic w zadeklarowanym terminie 13 sierpnia. Uwierzyłam dopiero jak zobaczyłam, że Justyna wylądowała w Porto. 2 dni później sama wsiadłam na pokład Wizzaira.

Na lotnisku NIEKTÓRYM osobom mierzyli temperaturę. Maseczki trzeba było mieć na sobie przez cały czas przebywania na lotnisku i w samolocie. Samolot był wypełniony praktycznie w 90%, a odległość między ludźmi wynosząca 1,5 metra była zalecana tylko na lądzie. W samolocie już nikt się tym nie przejmował. Dostaliśmy też chusteczki nasączone płynem dezynfekcyjnym do odkażenia swojego miejsca. Podczas lotu obowiązkowo każdy pasażer musiał wypełnić formularz z danymi. Były tam pytania o numer lotu, zajmowane miejsce, towarzyszy podróży, osobę kontaktową, adres stałego zamieszkania oraz pobytu podczas podróży. Nie musiałam mieć wykonanego testu ani nie wykonywali nam go po wylądowaniu. Było prawie normalnie.

Bilety lotnicze do Porto

Ceny lotów do Portugalii są zdecydowanie niższe niż przed pandemią. Pamiętam, że kiedy szukałam lotów do Portugalii w ubiegłym roku, trudno było znaleźć coś poniżej 800 zł w dwie strony. Teraz bez problemu znajdziecie bilety za 129 zł bez bagażu. Moje bilety z ubezpieczeniem na linii Warszawa Chopin – Porto kosztowały mnie łącznie jakie 330 zł. Bagaż był mi całkowicie zbędny. Do plecaka udało mi się zapakować wszystko co potrzebne łącznie z laptopem, ubraniami, ręcznikiem plażowym, pełną kosmetyczką i zapasową parą butów ;) Da się? Da się! Zwłaszcza teraz, kiedy jest mega ciepło i nie trzeba zabierać ze sobą żadnych swetrów.

https://www.instagram.com/p/CEN_y_sJh1P/

Co zjeść w Porto, czyli co musisz zjeść w tym mieście

Na wstępie muszę zaznaczyć, że byłam w Porto tylko dwa dni, więc nie traktujcie tego co tutaj napiszę na równi z przewodnikami lokalsów, którzy zęby zjedli na tamtejszej kuchni. Nie mniej jednak, mimo wszystko chcę się z Wami podzielić miejscówkami, które zrobiły na mnie i Justynie pozytywne wrażenie.

Gdzie zjeść śniadanie w Porto?

Do Norte Cafe by Hungry Biker

Pierwszego dnia wybrałyśmy się do Do Norte Cafe by Hungry Biker i było naprawdę smacznie. Klimat tego miejsca jest niepowtarzalny. Surowy, pełen naturalnego drewna, bielonych krzywych ścian. Do tego urocze, zadaszone patio. Jadłyśmy wytrawne gofry z hummusem buraczanym i placuszki serowe. Ja do picia wybrałam buraczane latte (bez kawy!) na mleku sojowym (sztosik), a Justyna kawę. Justyna jako największa fanka ziarna speciality kręciła nosem jeszcze przez kilka godzin, zatem kawy tam nie zamawiajcie ;) Więcej możecie zobaczyć w wyróżnionej relacji na moim Instagramie.

Zenith Brunch & Coctails

Kolejnym miejscem, które odwiedziłyśmy, aby zjeść śniadanie jest Zenith, czyli bardzo modna sieć lokali, do której prawie zawsze ustawia się kolejka gości. Miejsce to poleciła mi jedna z czytelniczek na Instagramie. Problem z tym lokalem jest taki, że otwierają go bardzo późno jak na moje śniadaniowe oczekiwania. W tygodniu można się tam dostać dopiero o 10:30. Generalnie nie mam nic przeciwko późnym śniadaniom, ale na wakacjach (jak nie ja!) uwielbiam wstawać dosyć wcześnie, aby wycisnąć z tej cytryny jak najwięcej soku.

Tak czy inaczej wybrałyśmy się tam na śniadanie, bo karta wygląda naprawdę ciekawie. Zresztą sami zobaczcie, jak wygląda ich menu! Wybór jest ogromny od klasycznych potraw na bazie jajek (szakszuka, jajka po benedyktyńsku, jajka sadzone na tostach), przez różnorodne placuszki, gofry, bajgle i sałatki, aż po super zdrowe, roślinne opcje typu acai bowl czy golden latte. Jest sporo opcji wegetariańskich, wegańskich, bezglutenowych czy proteinowych.

Co zjadłyśmy w Zenith Brunch & Coctails

Wybrałyśmy sobie „trzy śniadania dla dwóch dietetyczek”, czyli dwa dania słone i „deser” na spółkę. Justyna poszła w klasykę, czyli szakszukę. Była świetnie doprawiona, ale niestety żółtko było całkowicie ścięte. Za to mały minus. Ja wybrałam coś, czego nigdy dotąd nie jadłam i nawet nie widziałam o istnieniu tej potrawy, a mianowicie: tapiocas. Naleśniki z tapioki, czyli skrobi z manioku. Generalnie orzekłyśmy zgodnie, że tapiocas to najbardziej poroniony pomysł na naleśnika jaki kiedykolwiek postał. Zajrzałam z ciekawości go czeluści Google i YouTuba’a, aby zobaczyć jak się to robi, bo pomyślałam, że może ta restauracja zrobiła je źle i okazało się, że to całkowicie naturalne, aby smażyć mąkę ze zbyt małą ilością wody na suchej patelni. To się nie miało prawa udać. To smakowało jak surowa mąka. Na szczęście farsz z kurczaka, suszonych pomidorów, awokado i cheddara uratował to śniadanie.

Na deser tost francuski. Zjadliwy, zbyt słodki i bez tego czegoś co sprawiłoby, że tęskniłabym za tym smakiem przez kolejne dni. Fajne było golden latte na bazie mleka owsianego i to, że bez problemu można tam dostać wodę z kranu w wielkiej butelce.

Zasadniczo fajne miejsce, ale czuć, że to masówka. Coś typu Aioli czy Orzo, które robią szał na mieście, a wcale nie powalają jakością. Przyjemne wnętrze, modna karta, ale smak taki 6-7/10. Może wybrałyśmy nie te dania, a może to standard. Ciężko powiedzieć.

https://www.instagram.com/p/CEJO6ZZJ0vN/

Kawa i Pasteis de Nata w Porto

Pasteis de Nata to po prostu ciastko z kremem. Flagowy deser Portugalczyków. Ciasto typu filo i krem budyniowy na bazie żółtek i cukru. Słodkie i kremowe. Dla mnie za słodkie. Historia powstania deserów na bazie żółtek jest dosyć ciekawa i wywodzi się z klasztoru w Belem, w których do krochmalenia habitów używało się dużej ilości białek, a że zakonny chcieli żyć w nurcie zero waste, postanowili użyć żółtek do przygotowania deserów. Moim zdaniem carbonara byłaby lepszym pomysłem. Szkopuł tkwi w tym, że w Portugalii makaronu praktycznie się nie jada. Tam króluje ryż i ziemniaki.

My Coffee Porto

Wybór kawiarni pozostawiłam Justynie. Dla mnie kawa mogłaby nie istnieć. Wiem, że się narażam tym określeniem, no ale tak już mam. Poszłyśmy do My Coffee Porto. Fajna miejscówka z widokiem na rzekę Duero. Wypijecie tam cold brew, V60, aeropressa, chemexa, kawową lemoniadę i wszystkie klasyki typu cappucino, latte, espresso, americano czy ice coffee. Mają tu też proste sałatki i oczywiście portugalski klasyk w postaci Pasteis de Nata.

C’Alma – Speciality Coffee Room

Tutaj zabrała nas przewodniczka i tutaj pasteis de nata smakowało mi najbardziej ze wszystkich jakie jadłam. Nie jestem wielką fanką tego deseru, bo dla mnie jest zwyczajnie zbyt słodki. Lubie słodycz o ile jest przełamana czymś kwaśnym (beza z marakują), słonym (słony karmel) lub gorzkim (kakao, gorzką czekoladą, kawą). W tym deserze czułam tylko cukier i tłusty krem. Czasami pojawiał się posmak soli z ciasta. Sytuację nieco ratuje posypka z cynamonu i gorzka, mocna kawa. Może właśnie dlatego, że w C’Alma ciasteczko było nieco bardziej ścięte, zdecydowanie mniej słodkie, miało więcej słonawego ciasta pod kremem i podano je w towarzystwie mocnej kawy, tutaj smakowało mi najbardziej.

Kawiarnia jest usytuowana w budynku Ateneu Comercial, przepięknym miejscu, pełnym dzieł sztuki, gdzie odbywają się koncerty, konkursy tańca i inne wydarzenia kulturalne. W samej kawiarni panuje jednak swobodna atmosfera. Sporo osób przychodzi tam popracować z własnym laptopem. Jak to mówimy w Polsce „kupują kawę za 8 złotych i udają, że kawiarnia to ich biuro” ;)

Ryby i owoce morza w Porto

Porto słynie z dorsza. To absolutnie absurdalne, ale oni mając do dyspozycji całe bogactwo oceanu, stawiają na hodowlanego dorsza ściąganego częstokroć zza granicy. Dorsza można tutaj zjeść na 365 sposobów. Najbardziej popularnym przysmakiem jest tutaj dorsz duszony, czyli ryba konserwowana poprzez suszenie z dużą ilością soli. Takie mięso zanim zostanie podane na stół trzeba długo moczyć w dużej ilości wody, aby pozbyć się nadmiaru soli.

Pasteis de Bacalhau

Jednym z najbardziej popularnych dań z dorsza jest Pasteis de Bacalhau, czyli w wolnym tłumaczeniu ciastko z dorsza. Mi mega smakuje, Justyna mówi, że obrzydliwe. Zdania są podzielone. W każdym razie bardziej niż ciasteczko przypomina to krokiety. Ciasto robi się z gotowanych ziemniaków, mięsa solonego dorsza i przypraw. Do środa zazwyczaj dodaje się też jajko, cebulkę i natkę pietruszki lub szczypiorek. Najczęściej budżetowej smaży się je na fryturze, w lepszych restauracjach, na oliwie.

W najbardziej znanym miejscu serwującym ten specjał (Casa Portuguesa do Pastel de Bacalhau) dodają też lokalny owczy ser. Jadłam taką wersję w Lizbonie. Jak lubicie śmierdzieć jednocześnie rybą i serem, to bardzo polecam.

Krokiety z dorsza jadłam też w Porto tam, gdzie zabrała nas przewodniczka, czyli w Porto Douro. Restauracji, która wygląda bardzo źle i na pewno bym do niej nie weszła, ale krokieciki były o niebo lepsze niż te, które jadłam później. Bez sera, bez tłustej otoczki i z dużą ilością ryby.

Bacalhau

Będąc w Portugalii grzechem jest nie zjedzenie ryb i owoców morza. One smakują tam wybitnie, zatem moja obiadowa dieta opierała się niemal wyłącznie na tym co oferuje ocean, a zwłaszcza pysznej ośmiornicy!

Restauracja z widokiem na rzekę i drugą stronę miasta. Przyjemne wnętrze, trochę nieporadna obsługa i pyszne jedzenie. Justyna była tam pierwsza, zanim ja doleciałam do Porto i zjadła oczywiście… dorsza. Jak to zwykle w Portugalii bywa, z dodatkiem ziemniaków, żółtka i dużej ilości cebuli. No dogadalibyśmy się z nimi jako naród hehe!

Kiedy poszłyśmy tam ponownie razem zamówiłyśmy przepyszne vinho verde (młode, zielone, lekko musujące wino) oraz Arroz de Bacalhau, czyli potrawę jednogarnkową na bazie ryżu, dorsza i krewetek. Gulasz miał intensywny smak oliwy, białego wina i kolendry. Co prawda nam brakowało warzyw, ale generalnie przepyszne dania i takie proste do przygotowania, że z pewnością wrzucę je do jakiejś diety z dodatkiem zielonej fasolki lub groszku. Naprawdę dobre jedzenie, wielkie porcje i super widok. Polecamy.

Praia da Luz

Praia da Luz to restauracja z widokiem na ocean. Piękny taras, minimalistyczne wnętrze i naprawdę do-sko-na-łe jedzenie. Ceny co prawda wyższe niż średnie, ale zdecydowanie adekwatne do jakości. W tym miejscu jadłyśmy ośmiornicę z grilla z pieczonymi ziemniakami, szpinakiem, cebulką i oliwkami oraz danie jednogarnkowe o nazwie Cataplana, czyli ziemniaki, owoce morza i dorsz w pomidorowym wywarze z dodatkiem pietruszki, kiełbaski typu chorizo i papryki. Oba dania pyszne, ale porcje ogromne i zdecydowanie nie byłyśmy w stanie tego zjeść. W Portugalii danie główne są naprawdę duże. Bardzo polecam to miejsce.

Zachód słońca nad oceanem w Porto
Restauracja z widokiem na ocean.

Bifanas w Conga

Chryste… Nie! Kajzerka ze świnią maczana w sosie. Inaczej się tego określić nie da. Zero warzyw. Tylko pszenica, tłusta świnia, zapach czosnku, posmak piri piri i koniec. W okienku lokalu Conga (sami lokalsi) ktoś gotuje te świnię razem z talerzem i jakąś pastą z wiadra. Podobno to u nich hit. Ja wzięłam gryza i resztę zostawiłam. Dobrze, ze to była tylko degustacja w ramach wycieczki kulinarnej. Swoją drogą wycieczka mega fajna i nasza przewodniczka też. Nas oprowadzała Vania z firmy Blue Dragon.

Casa Januario

W Casa Januario można kupić wszystko (!), z czego słynie Porto i Portugalia. Lokalne sery, wędliny, konserwy rybne, suszony dorsz, produkty cukiernicze, ciastka, oliwę, wino i wiele wiele innych dobroci. Tutaj testowałyśmy lokalne sery, sardynki, szynkę i vinho verde. Wszystko w ramach naszej kulinarnej wycieczki. Z tego co pamiętam na talerzyku pojawił się ser Azeitao i Rabaçal oraz Presunto, czyli dojrzewającą szynkę podobną do szynki szwardzwaldzkiej.

Co ciekawe, w Portugalii mocno doceniane są ryby… z puszki. To co u nas traktowane jest jak jedzenie najniższych lotów, tam ma miano dobra narodowego. Istnieją nawet specjalne sklepy sprzedające wyłącznie konserwy rybne. Widziałam jeden taki, który przypominał cyrk i taki, który wyglądał jak prawilna biblioteka. Obczajcie sobie O Mundo Fantastico da Sardinha Portuguesa. Szok!

The Wine Box

W The Wine Box miałyśmy okazję testować różne rodzaje wina porto. Porto ma wiele odmian. Coraz bardziej popularne jest porto białe i różowe. Oprócz tego występuje wersja ruby i tawny. Wino porto nie jest typowym winem, to zdecydowanie mocniejszy alkohol. Proces produkcji porto polega w wielkim skrócie na tym, że na wstępnym etapie fermentacji wina (kiedy jest w nim jeszcze sporo cukrów), dodaje się spirytus, aby zatrzymać proces fermentacji. W ten sposób powstaje trunek słodki o wysokiej zawartości alkoholu. Poprzez dojrzewanie w drewnianych beczkach, zyskuje szlachetny smak. Mnie jednak nie przekonuje. Nie lubię słodkich alkoholi, zdecydowanie wolę Vinho Verde niż porto.

Francesinha – Cafe Santiago

https://www.instagram.com/p/CEO8qpnJLaC/

Kto był, w Porto i nie zjadł tego dania, tak naprawdę nie był w Porto. To miasto na każdym kroku „kusi” tym „specjałem”. Mowa o Portugalskiej odpowiedzi na francuską kanapkę croque monsieur. Niestety autor tego przepisu nie był minimalistą, więc na talerzu pojawiły się tosty z dodatkiem minimum 4 rodzajów mięs (szynki linguiça, świeżej kiełbasy, wołowego steka i mortadeli), zapiekane serem i jajkiem sadzonym. Dookoła leżą dumnie frytki nasiąknięte sosem.

Opis tego dnia przywołał mi wspomnienie mięsnego jeża, toteż broniłam się jak mogłam przez degustacją. Koszmar kardiologa nie dawał mi jednak spać, bo wiedziałam, że jest to TOP of the TOP portugalskich przysmaków i nie mogę wrócić do domu niepoznawszy tego szlachetnego smaku :P

Ostatecznie na francuzeczkę skusiłyśmy się z Justyną tuż przed wyjazdem na lotnisko. Wybrałyśmy lokal rekomendowany przez naszą przewodniczkę i… to wcale nie było takie złe. Sos był naprawdę ciekawy. Będę próbowała go odtwarzać, bo w necie jest dosyć dokładny filmik z instrukcją jego przygotowania. Z pewnością francuzeczką z pieczonymi frytkami, na żytnim chlebie, z chudym mięsem i serem, z dodatkową porcją warzyw obok byłaby bardziej fit i bardziej znośna dla układu sercowo-naczyniowego. Kiedyś się tego podejmę!

A teraz pora na trochę widoczków z malowniczego Porto od owsianej!

Vlog Justyny z Porto

Co zjeść w Lizbonie, czyli moje skromne rekomendacje kulinarne ze stolicy Portugalii

W związku z tym, że Porto jest malutkie i dużo zimniejsze niż Lizbona, szybko postanowiłyśmy kupić bilet na autobus i przetransportować się 3 godziny drogi na południe do stolicy. Ja się zakochałam! Lizbona mnie zachwyciła od pierwszej chwili i mam taki mocny niedosyt, że z pewnością wrócę. Żałuję tylko, że nie będzie nigdy tak jak teraz, bo przez Covid-19, turystów była dosłownie garstka i zwiedzenia miasta było na maksa przyjemne i komfortowe pomimo szczytu sezonu.

https://www.instagram.com/p/CEd1IdJnsf8/?igshid=lttph5dwz9i4

Śniadania w Heim Cafe

Rzadko mi się to przytrafia, że na jednym wyjeździe wracam do jakiegoś miejsca dwa razy, ale tutaj było warto. Heim, to klimatyczna miejscówka serwująca śniadania, lunche i brunche. Bardzo hipstersko, bardzo smacznie i bardzo przyjemnie. Obsługa przemiła!!! Wstyd się przyznać, ale zjadłyśmy tutaj na dwóch wizytach siedem dań xD

Niekwestionowanym liderem smaku były pankejki. Wytrawne (panwiches) serwowane były z bekonem, cheddarem, guacamole, pomidorami i jajkiem sadzonym. Całość polana była syropem ryżowym. Absolutna eksplozja smaku. Słodkie podane były z kremem kawowym, owocami, pudrem z buraka i kruszoną bezą. Ogromny plus za naprawdę nietłuste tosty francuskie z dużą ilością owoców. Mniam! Jadłyśmy tam też wytrawne gofry z jajecznicą, awokado i kremem z buraka oraz jajka po turecku, czyli jajka w koszulce na jogurcie. Próbowałam tam też doskonałego gazpacho i grzanki z pomidorami i burratą.

Mają fantastyczny chleb, dobrą kawę i super klimat. Musicie tam iść. My byłyśmy zachwycone! Heim ma też siostrzaną miejscówkę – Seagull Method. Tam z kolei była Ania Zientalska z profilu Żryj Zdrowo i również zachwalała.

https://www.instagram.com/p/CEMt-X2p5c6/

LxFactory

Uwielbiam to miejsce! Stare, opuszczone tereny fabryczne przerobione na zagłębie artystów. Znajdziesz tu mnóstwo murali, instalacji artystycznych, sklepów z wyrobami rzemieślniczymi, rękodzieła, dobrej muzyki i jedzenia. To idealne miejsce na wyjście z paczką znajomych. My zdecydowałyśmy się tutaj zjeść w Mex Factory. Całkiem smaczna quesadilla i pyszne tacosy z krewetkami. Coś w sam raz na przegryzkę wieczorem.

https://www.instagram.com/p/CELnzcvpz-F/

Time Out Lisboa

Żeby nie było, że nie ostrzegałam, ale… utkniecie tam! To taki portugalski odpowiednik hali koszyki, ale lepszy! Jest tam kilkadziesiąt restauracji do wyboru i zjecie tam absolutnie wszystko co sobie wymarzycie. Od lokalnych specjałów, przez makarony, burgery, sushi, sałatki i desery. My wpadłyśmy tam na owoce morza i desery.

Z czystym sumieniem mogę Wam polecić restaurację Henrique Sa Pessoa. Najpierw jadłam tam ja, a potem Justyna. Sałatka z ośmiornicy, ziemniaków, pomidorów i oliwy to majstersztyk. Jadłyśmy też ze stoiska Joao Rodrigues. Makaron z owocami morza był super, ale moja ośmiornica niezbyt. Przeciągnięta, zalana ogromną ilością smażonej cebuli i po prostu twarda. Szkoda, bo był potencjał. Na terenie Time Out zjecie też Pasteis de Nata (Monteigaria) oraz pyszne lody (Gelato Davvero).

Więcej migawek z Lizbony znajdziesz we vlogu mojej wspólniczki Justyny

Całkiem dużo tego wyszło jak na 5 dni poza krajem. Byliście kiedyś w Portugalii? Macie jakieś miejscówki do polecenia? Jeśli tak, koniecznie napiszcie w komentarzu.

Na blogu znajdziesz też moją relację z podróży na Maltę oraz do Izraela.

Website | + posts

Mam na imię Viola Urban i wyzwolę w Tobie apetyt na zdrowe odżywienie. Od ponad 10 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania i nauczysz się gotować naprawdę smacznie. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i prawdziwych historii. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

Wioleta Urban

Mam na imię Viola Urban i wyzwolę w Tobie apetyt na zdrowe odżywienie. Od ponad 10 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania i nauczysz się gotować naprawdę smacznie. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i prawdziwych historii. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

Cześć! Jestem Viola i od ponad 8 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i moich przemyśleń o życiu. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!

Newsletter Okiem Dietetyka

.

social media

KUP MOJĄ NAJNOWSZĄ KSIĄŻKĘ

DIETA POD OKIEM DIETETYKA

×