Dieta w ciąży, czyli oczekiwania vs. rzeczywistość
- 17 lutego, 2016
- od
- Małgorzata Bellwon
Jako dietetyk, doskonale znam wszelkie zalecenia dotyczące zdrowego odżywiania kobiet w ciąży. A zatem, po pozytywnym zaliczeniu testu ciążowego postanowiłam wszystkie na raz wprowadzić w życie – 5 posiłków dziennie, dużo warzyw i owoców, tylko ciemne pieczywo, żadnych fast foodów i wysoko przetworzonej żywności. Do tego tylko woda mineralna i zero słodyczy.
Dieta w ciąży – oczekiwania kontra rzeczywistość
Plan był dobry. Niestety, realizacja zakończyła się na etapie myślenia. Dość szybko pojawiły się wszelkie, książkowe objawy ciąży, a jedzenie stało się tematem tabu. Zapach lodówki zaczął być do tego stopnia odrzucający, że postanowiłam omijać ją szerokim łukiem. W ruch poszły wafle ryżowe, banany i miętowa herbata – dieta, którą wcześniej stosowałam podczas rejsów, próbując się uporać z chorobą morską stała się codziennością.
Zachcianki, mdłości? Dietetyk w ciąży też to rozumie!
Ale nie to było najgorsze… ja, miłośnik gotowania i odkrywania nowych smaków, orędowniczka domowych obiadów nie mogłam nawet zbliżyć się do książki z przepisami, bo jedyne do czego się wówczas zbliżałam to porcelanowe oko. Czułam się jak mała dziewczynka, która nie potrafi się odnaleźć w kuchni i aby przetrwać prosi mamę i teściową o… gotowanie obiadów. To była prawdziwa „dieta pudełkowa”. Do tego mocno eliminacyjna-żadnego kurczaka, żadnych zup… Najlepiej kopytka z sosem mięsnym, ale bez żadnego kawałka mięsa. Okazało się, że obiad można zjeść, ale pod warunkiem, że zostanie przygotowany przez kogoś innego. Uroczo!
Po pewnym czasie postanowiłam znaleźć rozwiązanie i tak, czas na pierwszą praktyczną poradę: Jeśli chcesz przygotować obiad dla swojego męża/ partnera wykorzystaj w tym celu szalik lub dużą apaszkę. Obficie spryskaj ją ulubionymi perfumami i szczelnie owiń nią buzię. Od tej pory żadne zapachy Ci nie straszne, a w piekarniku ląduje prezentująca się nieźle karkówka. O tak, zapach jedzenia wyczuwałam przez zamkniętą lodówkę, w mieszkaniu sąsiadów…
A potem jeszcze te zachcianki… i żeby nie było, codziennie coś innego. Faktycznie, połączenia które tworzyła moja podświadomość „normalnego” człowieka mogą przyprawić o zawrót głowy, albo mdłości, a ja byłam w siódmym niebie-kiszona kapusta + twaróg, ogórki kiszone + majonez lub zamoczone w Nutelii, ananas z puszki i ser żółty. Można wymieniać długo, bo ten okres… nadal trwa.
Mimo upływu czasu, gdy brzuszek jest już całkiem dobrze widoczny, moje ciążowe objawy nie minęły. Fakt, jadłospis się bardzo urozmaicił i aktualnie (poza kurczakiem) jem praktycznie wszystko, ale zachcianki nie zniknęły. Zdarza się dość często, że przysłowiowego „konia z kopytami” miałabym ochotę zjeść o 01:00 w nocy. I jak do tego ma się zalecenie, aby kolacje zjadać dwie godziny przed pójściem spać…? Eh, nie jest łatwo. Ale idziemy do przodu.
Zalecenia książkowe a zdrowy rozsądek
Jako dietetyk-z wykształceniem, doświadczeniem i zamiłowaniem do własnej pracy, wszystkim kobietom w ciąży mówię – zachować umiar i zdrowy rozsądek (przede wszystkim w słuchaniu „mądrych rad”). Nasz organizm sam podpowie, co mamy jeść. I kiedy.
Czasem, tak jak w moim przypadku, może się okazać, że nie da rady zjeść 5 posiłków dziennie, bo zwyczajnie doby nie wystarczy. Przez 2 tygodnie mogłam jeść tylko między 16 a 20… Początkowo bardzo mnie to stresowało – no bo jak to? Bez śniadania? Tylko dwa posiłki? Ale po jakimś czasie uznałam, że więcej krzywdy można zrobić nadmiernym stresowaniem się niż jedzeniem wtedy, kiedy to możliwe i tego, co możliwe.
Pamiętajmy, składniki odżywcze dziecko otrzymuje w pierwszej kolejności i jeśli wyniki są dobre (krwi, moczu), a malec prawidłowo rośnie i się rozwija nie ma powodu do obaw.
Naturalnie, są produkty, których powinnyśmy unikać – alkohol na pierwszym miejscu (i nie ma wytłumaczenia i usprawiedliwienia dla żadnej ilości!). Kolejnymi produktami są: surowe ryby i mięso (ze względu na ryzyko zakażenia toksoplazmozą) oraz sery pleśniowe i inne produkty wytworzone z niepasteryzowanego mleka (z uwagi na ryzyko wystąpienia listeriozy). Pamiętajmy też, że spożywanie produktów wysokoprzetworzonych i tłustych sprzyja jedynie gromadzeniu nadmiernej tkanki tłuszczowej i potęguje inne ciążowe objawy, do których należy np. Zgaga. Ale nie dajmy się zwariować – tak, jak przy zdrowym odżywianiu obowiązuje zasada „od czasu do czasu” tak i tutaj, jeśli od czasu do czasu sięgniemy po przysłowiowe „coś słodkiego” nic złego się nie wydarzy, a poziom endorfin (hormonu szczęścia) niewątpliwie poszybuje wysoko w górę.
Głęboki oddech, bo spokój jest najważniejszy!
A zatem, wszystkim przyszłym mamom proponuję zachowanie zdrowego rozsądku i uodpornienie się na komentarze -„jak możesz to jeść?! To niezdrowe!”, „myśl o dziecku!”. Proponuję stopery do uszu i skupienie na słuchaniu własnego organizmu i rozwijającego się dziecka. Rozsądek – naturalnie, ale „zachcianki ciążowe” to podpowiedzi organizmu, których nie powinno się ignorować.
Dietetyk Kliniczny. Absolwentka Dietetyki na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Wspiera przyszłe mamy - planujące ciążę a także te, które dziecka już oczekują. Pomaga w ustaleniu prawidłowo skomponowanego jadłospisu, dostarczającego składników odżywczych niezbędnych tak mamie, jak i maleństwu. Aktualnie sama w ciąży, a zatem znająca „stan błogosławiony” od praktycznej strony. Udało jej się połączyć pracę z ogromną pasją do zdrowego stylu życia, gotowania i pracy z ludźmi, a przede wszystkim dziećmi.
W pracy z pacjentami stawia na pozytywną motywację i metodę „małych kroków”, które sprawiają, że każdy cel staje się możliwy do osiągnięcia. Jest autorką programu: „Czy zdrowe może być smaczne? Czy smaczne oznacza zdrowe?” – poprzez zabawę uczy najmłodszych zasad prawidłowego odżywiania, pomaga w kształtowaniu nawyków. Rozbudza dziecięcą ciekawość, umożliwia odkrywanie i poznawanie nowych smaków, pokazując smaczną alternatywę chipsów i słodyczy.